Górska drogą jest tak wąska, kręta i zamglona, że ze strachu zamykamy oczy. Sztolcman jako jedyny się nie boi, bo i tak nic nie widzi (posiał gdzieś okulary). Po długiej podróży przez czarodziejski las, księżycowe kamieniołomy i urwiste przełęcze docieramy wreszcie do Divčibare, gdzie postanawiamy przeczekać noc na kempingu Breza. Przez cały następny dzień nie będę się mógł uwolnić od gorzkiego smaku rakiji, którą raczy nas nadpobudliwy gospodarz.