Rankiem znów rowerkujemy, odwiedzając wysepki wokół Petrovaca. W drodze powrotnej Sztolcman strajkuje, a Kaszakowi kolano odmawia posłuszeństwa, dlatego niemal całą drogę muszę pedałować sam. W drodze do Tivatu zatrzymujemy się w Sveti Stefan - wstęp na wyspę jest dozwolony tylko dla mieszkańców hotelu, a za plażowanie w sąsiedztwie obrzydliwie bogatych trzeba zapłacić 50 euro. Ucinamy sobie pogawędkę z elegancko ubranym kloszardem z Macedonii, podziwiając równocześnie parkujące opodal luksusowe wozy.